sobota, 11 maja 2013

Rozdział 4.



 - Po prostu kurwa jedz to, Bella. – Jason syknął i popchnął talerz z naleśnikami w moim kierunku. Wyglądały nieźle, ale to nie tak jak te, które mama robiła mi każdego ranka.
Rzuciłam widelec na talerz i wstałam od stołu, odsuwając krzesło. Zaczęłam się oddalać, co najwyraźniej rozgniewało Jasona.
- Gdzie ty idziesz? – zapytał, chwytając moje ramię i powstrzymując mnie przed odejściem.
- Idę wziąć prysznic i ubrać się. – burknęłam, zrzucając jego ramię i powoli zaczęłam iść dalej. Czułam jego zimne, złe spojrzenia na sobie, ale nie odwracałam się.
- Isabello Greene! Wracaj tu, natychmiast! – krzyknął wciąż starając się zachowywać resztki spokoju.
Obróciłam się twarzą do niego, a mój srogi wyraz twarzy chyba go zaskoczył.
- A co jeśli ja nie chcę, Jason? Zabrałeś mi wszystko co kochałam! Zabrałeś mnie z dala od mojej mamy, przyjaciół, szkoły i innych bardzo ważnych dla mnie rzeczy! Starałam się siedzieć cicho i robić co mi każesz, ale mam już tego dość! Jesteś strasznym, okropnie zaborczym… świrem! Mam to gdzieś, że teraz prawdopodobnie mnie zabijesz! Chcę być  tylko jak najdalej od tego chorego życia, z którego chyba nigdy się nie wydostanę! – skończyłam, a pojedyncza  łza spłynęła w dół po moim policzku.
Jason wydawał się być zaskoczony moją wypowiedziom. Otworzył usta chcąc coś powiedzieć, ale po chwili znów je zamknął.
- Mogę dać ci wszystko… wszystko czego oni nie mogą, Isabella. Zabrałem cię w lepsze miejsce. Jesteś tu ze mną. I nigdy go nie opuścisz, więc pamiętaj nawet jeżeli będziesz się na mnie mścić to nigdy cię kurwa nie zabiję i nigdy nie pozwolę ci odejść. Więc daj mi to, czego potrzebuję – miłość!
Zadrwiłam, odchodząc od niego.
- Tobie się wydaje, że zaakceptowanie kogoś takiego jak ty jest łatwe, a tak naprawdę nie jest! – uniosłam się.
- Mam dość tego jak się zachowujesz, Bella. I wiesz co? Nie będę tu stał i dłużej tego znosił. – zagroził, chwytając mnie, przerzucając przez swoje ramię po to, by następnie zanieść mnie na górę. Uderzałam pięściami w jego plecy, kopałam go, głośno krzycząc przy tym, by go zdenerwować. Zignorował mnie jednak, po czym rzucił mnie na podłogę w małej łazience, zamykając mi drzwi przed nosem.
- Zapamiętaj sobie ten incydent, kiedy następnym razem zdecydujesz się być suką.- warknął, po czym zaczął odchodzić. Jego kroki stawały się coraz cichsze.
Po kilku godzinach płakania i walenia w  drzwi, odpuściłam sobie. Osunęłam się po lodowatej ścianie prosto na podłogę. Chciałam jak najszybciej zasnąć.

Jason McCann.
- Ona jest taką suką. – krzyknąłem do Jamesa przez telefon.
- Nadal chcesz bym przyszedł i miał na nią oko, szefie? – zapytał.
- Oczywiście. Może zachowywać się jak suka, ale to wciąż moja dziewczyna. Nie zostawię jej samej.  – odpowiedziałem.
- Będę więc niedługo, szefie. Do zobaczenia.
Rozłączyłem się i chciałem wziąć prysznic zanim przyjdzie James i będę musiał wyjść.
Po tym jak skończyłem, przebrałem się w nowe jeansy, biały t-shirt i flanelową koszulę. Poszedłem do pokoju, w którym zamknąłem moją dziewczynę, otworzyłem drzwi zastałem ją śpiącą na podłodze. Coś ścisnęło mnie z żołądku. Jej policzki były całe w zaschniętych łzach. To przeze mnie tak płakała?
- Chodź, księżniczko. – szepnąłem, podnosząc ją i zanosząc do salonu. Kiedy spała, poczesałem jej włosy i związałem je w kucyk a następnie wytarłem łzy z jej twarzy. Uśmiechnąłem się na myśl o tym, jak naturalnie piękna była. Byłem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi mając ją przy sobie.
Moje myśli zakłóciło głośne pukanie, na które Bella tylko się wzdrygnęła. Pobiegłem do drzwi, otworzyłem je i ujrzałem Jamesa.
- James. – powitałem go kiwnięciem głowy, przesuwając się w bok, by mógł wejść do środka.
- Cześć, szefie. – powiedział, wkładając dłonie do kieszeni.
- Muszę już iść, więc nie rozmawiaj z nią dopóki ona nie zacznie mówić cokolwiek do ciebie, nie patrz na nią, no chyba, że będzie tego chciała. Jeżeli chociaż przez sekundę będzie czuła się niekomfortowo, to cię zabiję. – ostrzegłem go. James był moim przyjacielem – ale jeżeli chodzi o moją dziewczynkę, nie ufam nikomu.
- Tak jest, szefie. I baw się dobrze zabijając tamtych dupków. – mrugnął do mnie, śmiejąc się.
- No jasne. To do zobaczenia, stary. – pokiwałem głową, uścisnąłem go w braterski sposób i wyszedłem.
Chciałem załatwić to jak najszybciej. Chcę być z Bellą. Nie chcę, żeby James z nią był. Chwyciłem kierownicę z całych sił, sprawiając, że moje kostki zrobiły się białe od tego. Myśl, że Isabella jest z nim strasznie mnie wkurzała. Jeżeli coś jej się stanie, to dopilnuję, żeby jego śmierć była długa, powolna i cholernie bolesna.

Bella Greene.
Wiesz jakie to uczucie, gdy obserwuje cię para nieznajomych oczu? Cóż, nawet kiedy spałam czułam się jakoś inaczej przez to. Przetarłam powieki i uświadomiłam sobie, że nie byłam już na podłodze w łazience, tylko na kanapie. Moje włosy były porządnie rozczesane i związane w kucyk. Nie opadały już na moja ramiona, plącząc się. Rozejrzałam się wokoło. Niemalże podskoczyłam kiedy zobaczyłam dobrze wyglądającego chłopaka siedzącego na kanapie, po mojej lewej stronie. Jego oczy wpatrzone były w telewizor.
- K-Kim ty jesteś? – zapytałam, odsuwając się kawałek od tajemniczego chłopaka, który nie wiadomo skąd wziął się w domu Jasona.
- Jestem James. Szef kazał mi tu przyjść i się tobą zaopiekować, więc proszę nie mówi mu, że patrzyłem na ciebie bez twojego pozwolenia. On mnie zabije.
- Nie powiem… I dlaczego nazywasz go szefem? – nerwowo spytałam.
- Musimy go tak nazywać. Wtedy ma do nas więcej szacunku.
Nie mogłam pomóc, ale zrobiło mi się przykro z powodu Jamesa. Jest naprawdę przystojny (ale muszę przyznać, że jego wygląd to nic w porównaniu do wyglądu Jasona) i marnuje swoje życie będąc chłopcem na posyłki Jasona. Miałam wrażenie, że strasznie się go boi. Gdyby tylko był świadkiem mojego porannego „napadu złości”.
- Jestem głodna… Nie jadłam nic od… W sumie to jadłam nic odkąd się tu znalazłam. – pomyślałam na głos, wstając z miejsca.
- Zrobię ci coś. – James podniósł się i pokazał gestem, bym z powrotem usiadła, po czym pobiegł do kuchni przygotować coś dla mnie.
Siedziałam w absolutnej ciszy, obserwując jak pośpiesznie robi mi kanapkę. Oddychał ciężko i szybko jakby od tego zależało jego życie. Znając Jasona, to pewnie prawda.
 - Proszę bardzo, madame. – podał mi talerz, po czym usiadł i natychmiastowo oddalił swoje spojrzenie. Muszę przyznać, że czułam się niekomfortowo, ale nie miałam zamiaru o tym mówić. Gdybym się odezwała, Jason mógłby go zabić. Nie chciałam być powodem do tego.
- Dziękuję, James. – uśmiechnęłam się, biorąc dużego gryza. Dobrze, że w końcu mogłam coś zjeść. Odmówiłam rano śniadania, a potem tego żałowałam.
- Nie ma za co, panno Greene. – odpowiedział.
- Nie musisz mnie tak nazywać. – pokręciłam głową.
Uśmiechnął się.
- Jesteś taka miła… Nie zasługujesz na to. – mruknął, nerwowo bawiąc się palcami.
- Część mnie czuje, że to tylko i wyłącznie moja wina. Nie zrobiłam nic, kiedy zaczęłam dostawać te dziwne wiadomości. A inna część właśnie mówi, że naprawdę na to nie zasługuję. Masz coś, czego ja nie mam, James. Coś co pozostawia cię całkowicie wolnym. Możesz wyjść gdzie tylko chcesz, bez ciągłego nadzoru. Chciałbym tak.
Westchnął.
- Gdybym tylko mógł Ci pomóc, zrobiłbym to… Ale Jason jest moim szefem. Jeżeli zrobię coś co mu się nie spodoba, to albo mnie zabije albo wyrzuci i zostawi gdzieś daleko stąd.
- Wiem o tym, James. – odpowiedziałam, a nasze twarze w tym samym czasie odwróciły się w kierunku telewizora, nie mówiąc nic.

Jason McCann.
- Teraz, kiedy dam znak, wchodzimy do środka i zabijamy każdego kto stanie nam na drodze. Jesteście gotowi? – rozkazałem kiedy staliśmy na drodze tuż przed ogromnym magazynem, gdzie miało mieć miejsce nasze spotkanie. Członkowie mojego gangu pokiwali i przygotowali swoje bronie. Byli w stanie zabić każdego nawet gołymi rękami.
Zbliżyłem nadgarstek do swojej twarzy, by dokładnie widzieć czas na zegarku. Zaczynało się ściemniać. Było coś około dwudziestej pierwszej a ja zamierzałem wrócić do mojej dziewczyny jeszcze przed dziesiątą. Kiedy mój zegarek zatykał, wyznaczając moment naszego ataku, krzyknąłem „TERAZ”, biegnąc w dół ulicy z pomocnikami tuż za mną. Rozwaliliśmy drzwi i uśmiechnęliśmy się na widok padających ciał, które zabijaliśmy po kolei.
Czułem się cholernie dumny kiedy podchodziłem do lidera.
- Teraz… powiedz mi coś więcej o zasadzce, którą na mnie szykowaliście. – cwaniacki uśmieszek pojawił się na moich ustach.
- Ja.. ja…
- Tak myślałem. Jesteś dupkiem. – przekląłem, wyciągając z kieszeni bron i zastrzeliłem go. Strumień krwi zaczął wypływać z jego rany. Zaśmiałem się i zacząłem zabijać innych jego pomocników, a satysfakcja rosła we mnie z każdym ciałem padającym na podłogę.

Bella Greene.
- Szef wraca. Proszę nie mów mu nic o naszej rozmowie. Miałem w ogóle się do ciebie nie odzywać dopóki ty nie zaczniesz mówić pierwsza. – błagał, odsuwając się ode mnie, udając jak gdyby nie rozmawiał ze mną i na mnie nie patrzył.
- Obiecuję, James. Nie martw się o to. – przyrzekłam, posyłając mu słodki uśmiech zanim drzwi gwałtownie się otworzyły  i zobaczyłam w nich sylwetkę Jasona.
Zbliżał się do Jamesa nawet na sekundę nie spuszczając z niego oka. Podszedł do kanapy i usiadł na niej.
- Wszystko w porządku, kochanie? – odwrócił swoją głowę do mnie, a jego wyraz twarzy stał się o wiele delikatniejszy kiedy mnie ujrzał.
Pokiwałam głową, na „tak”.
- Powiedz mi, jeżeli coś ci zrobił, bo przysięgam, że jeżeli zrobił to…
- Nic nie zrobił, Jason! – krzyknęłam, przerywając jego groźbę. Skrzywił się, ale jednocześnie wyluzował wiedząc, że podczas jego nieobecności nic się nie wydarzyło.
- To dobrze. Więc do zobaczenia, stary. – kazał mu wyjść, kiedy ten patrzył na mnie gdy wcześniej krzyknęłam na Jasona. Chyba go to zaskoczyło.
- Na razie, szefie. Do następnego spotkania, tak? – zapewnił, idąc w kierunku drzwi kiedy Jason pokiwał głową.
Kiedy James wyszedł, znów nie czułam się zbyt bezpieczna, ponieważ zostałam sama z NIM.
- Skarbie? – zapytał cichutko, przybliżając się do mnie. Nie pozwoliłam mu się dotknąć, a moje oczy pełne boleści patrzyły na niego. – Tak bardzo Cię kocham. Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego jak bardzo. Robię te wszystkie rzeczy, ponieważ właśnie cię kocham. I chcę dać ci wszystko co mogę. Nie ważne jak drogie to będzie. – wyjaśnił. Ja wciąż siedziałam cicho nie chcąc z nim rozmawiać. – Proszę, powiedz coś. Pragnę usłyszeć twój cudowny głos, Bels. – zachęcił mnie, podnosząc moją brodę swoim palcem.
Westchnęłam.
- Możemy gdzieś wyjść? Dawno nie byłam na świeżym powietrzu. – zapytałam, uśmiechając się do niego i pokazując mu moje dołeczki w policzkach.
- Dobra. – odetchnął. – Ale jeżeli będziesz próbowała uciec czy coś, znów dostaniesz karę. – surowo mnie poinformował.
Kiwnęłam, po czym założyłam swoje Vansy i skórzaną kurtkę. Jason podał mi czarne okulary, żeby zakryć moją twarz. Moje włosy pozostawiłam związane. Nigdy wcześniej nie pokazywałam  się z taką fryzurą, ale teraz zdecydowałam, że wyglądam całkiem nieźle.
Jason chwycił moją talię i przybliżył mnie do swojego ciała, prowadząc do samochodu. Wszedł do środka wcześniej upewniając się, że zamknął wszystkie drzwi, po czym odpalił samochód i ruszył na przód. Siedziałam cicho, bawiąc się pierścionkiem mojej babci, który dała mi tuż przed swoją śmiercią. Od tamtej pory go nie ściągałam. Pasował doskonale na mój palec i cieszyłam się, że noszę chociaż kawałek niej ze sobą. Może teraz mnie obserwuje i próbuje wybrać najlepszy moment na to by mnie uratować z tego piekła.
- Nigdy nie chciałem tego zrobić, wiesz? – Jason zaczął.
- Zrobić czego? – spojrzałam na niego.
- Nigdy nie chciałem cię skrzywdzić. – zerknął na mnie, a ja dostrzegłam adorację w jego czekoladowo-miodowych oczach.
Odwróciłam wzrok, patrząc na drzewa za oknem. Jason westchnął.
- Tak bardzo cię kurwa kocham. – powiedział a jego dłoń chwyciła moją. Pamiętam ostatni raz kiedy go odepchnęłam więc teraz zdecydowałam pozwolić jego dużej ręce dotykać mojej  malutkich palców.
- Gdzie jedziemy? – zmieniłam temat, a drugą dłonią zaczęłam kreślić kółka na swoim kolanie.
Jason delikatnie pogładził swoim kciukiem moje kostki, zanim odpowiedział.
- Zabieram cię na kolację. Musisz przecież jeść.
- Nie jestem głodna. James zrobił mi kanapkę. – gdy to powiedziałam, poczułam jak jego mięśnie się napinają, a sekundę później znów je rozluźnił.
- Cóż, i tak coś zjemy. Nie ważne czy jadłaś wcześniej czy nie. – burknął.
Spojrzałam na zegarek. Było wpół do jedenastej, a Justin zabiera mnie na kolację? Westchnęłam. W sumie to powinnam to docenić, bo znając jego, nie będzie mnie karmił przez następne kilka dni.
Podjechaliśmy pod jakąś ładną, przyjemną restaurację.  Czułam się trochę „nieubrana” mając na sobie krótki top. Jason pomógł mi wyjść z auta i jak zwykle trzymał mnie tak blisko siebie jak to tylko było możliwe. Weszliśmy do środka. On również miał na sobie okulary, pewnie dlatego, że nie chciał zostać złapany. Wiecie, bycie światowej sławy kryminalistą nie jest wcale takie łatwe.
- Proszę stolik dla dwojga. Czy mógłby być ten w rogu albo… ten z dala od wszystkich? – Jason zapytał, oblizując swoje usta. Kelner podniósł brew, patrząc na nas dziwnie. Jego uwaga szczególnie skupiła się na Jasonie.
- Czy my się znamy? – kelner zapytał, powoli podając nam menu.
Jason pokiwał przecząco głową, uśmiechając się przy tym. Zauważyłam jak idealny jest jego uśmiech i, że ma dwa urocze dołeczki w policzkach.
- Nie, raczej nie. Przyszedłem tylko z moją dziewczyną Daisy na kolację. Możemy już zająć miejsca?
- … no dobrze. Chodźcie za mną. – zaprowadził nas w sam róg lokalu, gdzie nikt inny nie siedział.
Potem nas zostawił i poszedł obsługiwać innych gości, co kilka chwil zerkając na nas w razie gdybyśmy zaczęli zachowywać się podejrzanie.
- Więc, co byś chciała? – Jason zapytał.
- Daisy? Serio? – uniosłam brew.
- No co? Nie mogłem przecież użyć twojego prawdziwego imienia… Zgaduję, że wszyscy wiedzą, że zaginęłaś, kochanie. – wyjaśnił, ściągnął swoje okulary i puścił mi oczko, po czym z powrotem je założył. Wywróciłam oczami, ciesząc się, że nie mógł tego zobaczyć.
- I nie wywracaj oczami na mnie. – powiedział, jakby czytał w moich myślach. Wzięłam głęboki wdech i zakryłam swoją twarz za menu, zerkając na osoby siedzące niedaleko nas. Była to para wspólnie jedząca kolację kilka stolików dalej. Byłam w stanie podbiec do nich, zacząć krzyczeć kim jestem i błagać o pomoc. Ale wiedziałam, że nie mogłam.
Przejrzałam menu i zdecydowałam się wziąć sałatkę z kurczakiem i wodę. No co? Wydawało mi się, że przytyłam od tego całego stresu.
- Czemu zamówiłaś sałatkę i wodę? Wiem przecież, że nie specjalnie przepadasz za sałatkami, Bella.
- No bo ja… no wiesz…  jestem gruba. – wymamrotałam, patrząc w dół, bo moje kolana nagle stały się niezwykle interesujące.
- Co? – brzmiał jakoś dziwnie smutno.
- Przytyłam. – przyznałam, nie chcąc patrzeć na jego twarz nawet jeżeli okulary zakrywały jego złote oczy.
- Proszę Cię. – westchnął. – Nie myśl w taki sposób o sobie, księżniczko.  Wiesz, że to nieprawda. I jeżeli mam być szczery; masz najlepsze ciało jakie kiedykolwiek widziałem. Cudowne, długie nogi, biodra, za które każda kobieta by cię zabiła, piersi hipnotyzujące każdego mężczyznę, ładny, kształtny tyłek. Więc proszę, nie bądź niepewna co do swojego wyglądu, bo naprawdę wyglądasz oszałamiająco, Isabella.
Podniosłam wzrok znad moich kolan a mały uśmiech pojawił się na moich ustach.
- Nikt nigdy nie mówił o mnie w ten sposób.
Jason zwęził swoje usta w cienką linię.
- Zasługujesz na to, by tak o tobie mówić. Jestem dumny z tego, że jesteś moja.
Wzdrygnęłam się kiedy wypowiadał to ostanie zdanie.
- Nie jestem twoja, Jason. Przestań tak mówić.
- Tak, jesteś. Jeżeli byś nie była, to czy nie próbowałabyś teraz uciekać ode mnie? Więc mi kurwa nie mów, że nie jesteś moja, Bella, ponieważ oboje wiemy, że gdybyśmy nie byli teraz w miejscu publicznym, gdzie nie mogę ci nic zrobić, nie mówiłabyś tak.
Skrzywiłam się i rozejrzałam się wokół, widząc, że kelner niesie nasze jedzenie. Wbiłam widelec w sałatkę i zaczęłam po chichu jeść, zazdroszcząc innym gościom tego jak rozmawiali ze sobą, śmiali się. Poczułam na sobie wzrok Jasona więc szybko przełknęłam ślinę.
- Muszę iść do łazienki. – przeprosiłam. Jason wstał równo ze mną, przyprawiając mnie o zawał serca.
- No co? Nie myślałaś chyba, że puszczę cię tam samą, co nie? – spytał, po czym chwycił moją talię i szedł ze mną w kierunku toalety unikając przy tym dziwnych spojrzeń gości i pracowników restauracji.  Moje policzki zrobiły się czerwone kiedy otworzył mi drzwi i czekał aż wejdę.
- Nie będę sikać przy tobie. – pokiwałam głową. Jason westchnął i rozejrzał się po pomieszczenia, upewniając się, że nie ma tam żadnych okien.
- Dobra, możesz wejść. Ale jeżeli nie wyjdziesz za pięć minut, przyjdę po ciebie. – oznajmił, opierając plecy o ścianę tuż prze drzwiach.
Załatwiłam swoje sprawy, umyłam ręce, oparłam je na umywalce i spojrzałam w lustro. Czy ten koszmar kiedykolwiek się skończy? Zdjęłam okulary i schłodziłam swoją twarz zimną wodą. Kiedy słyszałam ciche pomrukiwanie Jasona wiedziałam, że mój czas się kończy. Włożyłam okulary z powrotem, otworzyłam drzwi i od razu zostałam powitania przez niego. Złapał moją rękę, prowadząc mnie do stolika. Rzucił pieniądze na blat i podziękował kelnerowi kiedy wychodziliśmy. Poczułam świeże powietrze dosłownie przez sekundę, bo zaraz potem zostałam wepchnięta do samochodu i mocno zapięta pasem. Jason szybko okrążył auto, wskoczył do środka i z niezwykłą szybkością wrócił do domu.

Chciałam tylko iść spać. Wydawało się, że tylko sen mógł mnie uratować od tego koszmaru, którym była otaczająca mnie rzeczywistość.

_________________________________________________________________

no i jak 4 rozdział?
zajął 7,5 strony w wordzie więc tłumaczenie trochę mi zajęło. także wybaczcie.
następny dodam jutro, bo jest krótszy :)

blog ma niecały tydzień a już jest 2700 wyświetleń :D 
tylko przykro mi, że z rozdziału na rozdział jest coraz mniej komentarzy...
no ale to jest najważniejsze. ważne że jest kilka osób, którym historia o psychopatycznym Jasonie się podoba :D


i jeśli chcesz być informowana o nowych rozdziałach zostaw swój nick w zakładce INFORMOWANI.



22 komentarze:

  1. jason psychol, uwielbiam *.*

    OdpowiedzUsuń
  2. ja kocham psychopatycznego Jasona xd nie mogę sie doczekać nowego rozdziału *.*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja jestem od początku i nie zamierzam nigdzie uciekać :D to opowiadanie i tłumaczenie jest zbyt dobre + kocham psychicznego Justina :) Czekam na nn :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Aww JB psychol *.* Czekam i nie umiem się doczekać następnego rozdziału <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Jason czasami jest słodki xd Ale dziwny ... Czekam na następny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  6. On ma coś z głową prawda?
    Czekam na ten moment gdzie ona się w nim zakocha wezmą ślub i będą żyć razem z gromadką psychopatycznych dzieci i kotem który będzie próbował zabić Belle na każdym kroku..
    ahhaha moja wyobraźnia.. nieważne
    Czekam już na następny!
    Świetnie tłumaczysz ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. chciałabym aby Bella zakochała się w Jasonie. <333
    czekam na więcej. ;**

    OdpowiedzUsuń
  8. Kurczę, czytam to od początku i jestem w szoku, ja bym tego kolesia pobiła albo nie wiem. Jakby mnie tak traktował ;/ Mam nadzieję, że to się zmieni i przestanie tak do niej strasznie mówić i nią tak pomiatać, bo podobno ją kocha. I ta "księżniczka" jest denerwująca :P Czekam na kolejny rozdział i zapraszam cię do siebie: http://mechanizm-zycia.blogspot.com/ strasznie będzie mi miło jeśli przeczytasz ;))

    OdpowiedzUsuń
  9. uwielbiam to opowiadanie i Jasona psychola @dajmibit

    OdpowiedzUsuń
  10. Ohh. Cudo. Podasz link do oryginału ? ; )

    OdpowiedzUsuń
  11. Szkoda że Bella nic nie czuje do Jason'a, ale mam nadzieję że to się w końcu zmieni :)
    A w Jason'ie można też zauważyć tą miłość i troskę do Isabelli
    Czekam na nn :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  13. Kocham... uwielbiam...

    OdpowiedzUsuń
  14. Chcę następny

    OdpowiedzUsuń